ko Bogu polecić i do domu wracać, jakby się o niczem nie wiedziało; bo przypuściwszy nawet, żeby się Tadeusz przyznał, czy poprawić się zechce?
Nadumawszy się długo, pan Kornikowski kazał furmanowi ruszać do domu, a ludzie tylko uważali, że przeciwko swojemu zwyczajowi całą drogę milczał, wzdychał, facecyj i przysłowi nie powtarzał, wreszcie do Czerczyc, swojej wioseczki, przybywszy, z wielkiego zmartwienia rozchorował się ciężko.
Szczęściem że nie wezwał doktora Vogelwiedera, który miał szczególny talent wyprawiania na łono Abrahamowe starych pacjentów w jak najkrótszym czasie, a sam się sobie gorącą wodą, nacieraniami, rumiankiem i domowemi specyfikami leczył i po dwóch tygodniach łóżka, powstał na nogi. Żyd — cyrulik Moszko doglądał go tylko i trochę mu krwi upuścił, kilkanaście baniek na krzyżach postawił, poczem, wziąwszy pół korca pszenicy, do miasteczka odjechał.
Sąsiedzi, proboszcz i krewniak daleki, bawiący przy stolniku, obserwowali, że od powrotu z Lublina jakby ciężką tajemnicę i strapienie w sobie trawił; często wzdychał, narzekał, niekiedy do siebie sam pomrukiwał i ramionami ruszał, wreszcie co wprzód bardzo często o Tadeuszu mawiał, teraz nawet pytany przez proboszcza, milczał lub zbywał go tylko. — Dorósł... niech sobie sam radzi, jak sobie pościele tak się wyśpi!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Dziesięć lat w powieści jakże to szybko ubiega! ale w życiu ileż to w latach dziesięciu mieści się