Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

del, a zawsze taki pokorny, cichy, zawiązany, zakapuziony i wiecznie ze swoją szczęką bolącą się nosi.
Aż jednego poranku po latach dziesięciu, zamknięto drzwi kramu, i po kilku dopiero dniach zjawia się nowa tablica nad wystawką, inny znak, inny kupiec wcale, a Ealkowicz zniknął i jak w wodę wpadł. Pytają o niego ludzie, co się też z nim stało, bo byli i tacy, co go mimo milczącej i posępnej twarzy polubili, co do niego przywykli, a młody kupczyk, jego zastępca, pan Ceretynowicz, odpowiada z uśmiechem, że poprzednik jego zachorzał, wyjechał na wieś i umarł.
— Jakaż to szkoda tego poczciwego Falkowicza! — powiadają sobie kumoszki, wracając ze sklepu — proszę wasani! umarł! A taki zdawał się jeszcze silny, krzepki, jakgdyby młodniał i pod koniec odzywał się nawet lepszym głosem, ale musiał to być już bardzo stary człowiek! O! już ten młokos Ceratynowicz go nie zastąpi. Uważasz wasani, że mi dał daleko mniejszy funcik pieprzu i dziecku nawet figi nie podarował, jak bywało stary Falkowicz!!
I stara Dorota zdziwiła się, gdy po latach dziesięciu samotnego życia we dworku, w ciągu których ledwie w niedzielę i święta widywała Tadeusza, postrzegła go jednego poniedziałku nie rano, przy szabli wychodzącego w ulicę, a powracającego w godzin kilka. Zbita z tropu przez stolnika, poczciwa niewiasta już od owych początków, a zwłaszcza od śmierci Macieja, nie wychodziła prawie z domu i nie wdawała się wcale w to, co mógł po-