Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę siadać, proszę siadać — rzekł Kornikowski.
— Nie mogę usiąść — odparł, z dumą podnosząc głowę, Tadeusz — proszę mi wytłumaczyć naprzód powód tak zimnego przyjęcia?
Kto znał pana stolnika, a wie jak do śmierci był żywy i gorączka, wytłumaczy to sobie, że zniecierpliwiony w tej chwili zawołał:
— E! mociumpanie! tłumacz to sobie sam do kaduka, nie żebym ja miał gębę paskudzić. A toć kto ważył i mierzył, tego za Siekierzyńskiego nie uznaję... a do Falkowicza interesu nie mam.
— Kto mi tego dowiedzie! — zawołał, czerwieniąc się Tadeusz — panie stolniku, są to nierozważne słowa i kalumnje nieprzyjaciół, żaden Siekierzyński się nie zbłaźnił, ani ja z ich rodu ostatni.
— Bredź sobie, kochanku! — odparł stolnik — kiedy oczy widziały, trudno nie wierzyć.
— Ale kto mi tego dowiedzie? — żywiej jeszcze zawołał Tadeusz.
Stolnik w oczy mu spojrzał. — Podaj mi, waćpan, rękę i chodźmy do izby — rzekł, — tam się rozmówimy.
Weszli tedy do ciasnego pokoiku i Kornikowski, usiadłszy na zwykłem miejscu przy stoliku, rzekł:
— No, mów-że waszeć, kiedy chciesz, bo nie chciałem, żeby ludzie nas słyszeli, i przyznaj się lepiej niżeli masz zapierać.
— Czego się mam zapierać i do czego przyznawać?
— A! do licha! do frymarku i kupiectwa!
— To bajka.
— Bywaj-że mi asindzij zdrów, kiedy mi nie