Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

Kornikowski ruszył ramionami tylko. — Cóż dalej?
— Musieli mi dać 20,000 talarów, a teraz zagramy z Wichułami o Siekierzynek — rzekł rezolutnie pan Tadeusz — i chybam nie Siekierzyński, jeśli ich nie wygonię stąd, gdzie pieprz nie rośnie.
— Tylko waćpan pieprzu nie przypominaj, suplikuję.
Siekierzyński się zaczerwienił po uszy.
— No, no! śliczne projekta! śliczne projekta! i waść tu przyjeżdżasz w myśli...
— Rozwinienia procesu Wichułom, wszak tytułu dziedzictwa nie mają. — Stolnik pomyślał, milczał, milczał długo, nareszcie otworzył ramiona:
— Tadeuszku! — rzekł — jak pana Boga kochasz! nie przedawałeś wasan pieprzu?
Siekierzyński się zachwiał.
— Ale cóż za posądzenie! co za posądzenie, panie stolniku.
— No! mów! jak pana Boga kochasz? mów!
Tak zagadnięty, zaciął się Siekierzyński, zastanowił, jakgdyby szukał sposobu wywinienia, ale stolnik powtarzał ciągle nalegając: — No, powiedz jak Boga kochasz!
— Jeśli mi pan nie wierzysz na słowo — odparł Tadeusz wreszcie — upokarzająco byłoby dla mnie odprzysięgać się, myśl pan co chcesz.
Usłyszawszy te słowa, ręce roztwarte panu Kornikowskiemu opadły, spuścił oczy, westchnął.
— Stało się — rzekł z boleścią — stało! trzeba było tej hańby i upokorzenia, aby ostatni ex illustri prosapia Siekierzyńciorum zniżył się usque ad mer-