Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

wierzający, zimny, zdawał się marzyć o przeszłości, teraźniejszości nie ufać, a Siekierzyński ledwie go ku wieczorowi rozruszał; nic jednak dawnej serdeczności wrócić nie potrafiło, którą kupiectwo Tadeusza rozerwało. Pan Kornikowski prosił wprawdzie pupila aby u niego zamieszkał do czasu, póki schronienia potrzebować będzie, ale czynił to widocznie dla pamięci rodziców, nie dla niego. Zostawiwszy szkatułkę pod łóżkiem pana stolnika, Siekierzyński ubrał się nazajutrz dostatnio, przypasał szabelkę ojcowską, wygolił twarz i czuprynę more antiquo, i staremi szkapami Kornikowskiego ruszył do Siekierzynka, którego wcale nie pamiętał, tak małem zeń wyjechał dziecięciem.
Na czele rodziny Wichułów stał wówczas pan Ksawery, rodzony syn ojca swego, szaławiła i hulaka, nieżonaty jeszcze i sam z rodzeństwem zamieszkujący dworek dziś wiele poprawiony, rozszerzony i upiękniony. Ksawery oprócz wzrostu, którym prześcignął ojca, wielce go przypominał. Też same to były rysy twarzy, ta sama i charakteru gwałtowność; taż złośliwość i zawziętość.
Bali się go sąsiedzi, rozlegały jego krzykiem sejmiki, a po miasteczku, gdy przechodził, szabla, spuszczona nisko, dźwięczała złowrogo. Miał zwyczaj pokręcać wąsa i poświstywać wszędzie, ledwie nie w kościele, a tak w siebie i swą siłę wierzył, że byłby się porwał na potęgę magnata i dwór jego cały ze swoją szerpentyną i nieustraszonem sercem. W domu on rej wodził nad wszystkimi, brat i siostry go słuchały ze drżeniem, chłopi chowali