Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

dobywał, zwłaszcza podochocony. Nikt dotąd go nie zwyciężył, nikt nie drasnął nawet, a tu nietylko kresa ale i wypłazowanie przez szlachtę świadków gruchnęło po sąsiedztwie. Wieść ta przeraziła jednych, ucieszyła drugich, zaciekawiła innych; jęli niektórzy przypominać dawne znaczenie Siekierzyńskich i dawną dla nich sympatję. Wszakże w Czersku żaden prawnik nie podejmował się forytowania sprawy contra Wichułów. Niejeden nawet odradzał Siekierzyńskiemu dalszych kroków, szepcząc na ucho, że Wichułowie i ich adherenci gotowi są na wszystko, a obcięcie Ksawerego nietylko ich nie wystraszy, ale jeszcze zajadlejszymi uczyni. To jednak nie odstręczyło pana Tadeusza od zamierzonych prawnych poszukiwań dziedzictwa Siekierzynka i wreszcie decydowany już sam sobie być mecenasem, byłby zajął się sprawą, gdyby mu nie wskazano pana Pancerzyńskiego Adama, młodego prawnika, który, jak mu mówiono, jeden może jąć się procesu z Wichułami.
Pancerzyński, brat stryjeczny tego szlachcica, któregośmy przed chwilą świadkiem spotkania u Kociej Górki widzieli, wyszedł z drobnej, rozrodzonej i ubogiej familji i sprytem a odwagą dochrapywał się znaczenia i pieniędzy, obojga będąc chciwy nad miarę.
Różnie różni mówili o początkach życia pana Adama, ale się wszyscy godzili na to, że przechodził nauką i zręcznością wszystkich w Mazowszu prawników, że dla niego niczem było wygrać, gdzie inni i nie śnili wygranej, podnieść zagrzebane od