Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

dawna i dać radę w razie zdesperowanym. Był on jak lekarz, do którego to udają się, gdy już chory ledwie nie kona; z dobrym interesem, czystym, jasnym i łatwym nikt go nie używał, ale w złym nikt się bez niego nie obszedł. Nic nikomu nie zrobił darmo, zawsze prawie wymagał wynagrodzenia wielkiego, targował się o nie jak o grzyba, ale zato gdy się wziął za co, dokazywał cudów.
Wskazano tedy Pancerzyńskiego panu Tadeuszowi, a ten ledwie go odszukał w oddalonym dworku nad Wisłą, gdzie mieszkał na ustroniu sam jeden z chłopakiem tylko, który mu służył za przepisywacza, kuchtę, sługę, woźnicę i dependenta. Długo potrzeba było do drzwi stukać, zanim je ów odarty Janek otworzył, a nie puszczając do środka, póki tynfa nie dostał, wypytał się o nazwisko, potrzebę i poszedł, zostawiwszy gościa w pierwszej izbie, do kancelarji pańskiej. Ta izba niewielkie dawała wyobrażenie o zamożności pana Adama, w niej dwa stołki sosnowe, ława, stół prosty, komin i piec gospodarski jak w chacie, a na ścianie tylko Chrystus ciemno malowany. Zresztą pułap niski z belkami, drzwi wąskie i małe, okna z czterech szybek złożone i podłoga piaskiem wysypana. Po chwili oczekiwania skrzypnęły drzwiczki i wszedł Pancerzyński; figurka mała, koszlawa, krzywa, blada, za którąbyś nie dał trzech groszy. Głowę miał śpiczastą bardzo, pokrytą włosem ostrzyżonym ze szwedzka, ale bez pudru i najeżonym do góry; skóra na twarzy podobna była do pergaminu, oczy piwne duże, nos trochę krzywy, usta wąskie,