Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko jest do zrobienia, choć nie taię, że z Wichułami sprawa zła, oni czego nie zyszczą u kratek, będą wiolencją dobywać, bo w wyborze środków nie są trudni. Ale dla zwierza w las nie iść, niemęska rzecz!... zrobimy! Jedna tylko uwaga: proces pociągnie długo, Siekierzynek odłużony wyżej może waloru, przyjdą rachunki nakładów, ulepszeń, budowli, et sic porro, może wypadnie zapłacić więcej, niżeli warta wioska. Czy nie lepiejby inną kupić?
— Ja Siekierzynka żądam dlatego, że to jest Siekierzynek, nie dlatego, że wioska, dlatego, że tam jest grób rodziców moich, że to jest dziedzictwo mojej rodziny, a może też iż go nieprzyjaciele posiadają, co mojemu ojcu życie struli i do mogiły go przywiedli.
— A to co innego, inna facies rerum, — odparł Pancerzyński, a zatem dojdziemy Siekierzynka. Ale, — dodał prawnik, głos zmieniając — clara pacta, claros faciunt amicos, mówię to, choć do przyjaźni pańskiej nie śmiałbym sięgnąć, znając, żem jego sługą. Potrzebujemy wprzód umówić się o warunki pracy z mojej strony... jam ubogi i potrzebny, jestem w dorobku.
— Słuszna rzecz! słuszna! proszę o warunki!
— To wymaga namysłu, a zatem jutro służyć będę, gdzie pan mieszka?
— U Icka Szklarza na warszawskiej ulicy — rzękł Tadeusz.
— Jutro o dziesiątej... — To mówiąc, wstał, zamiatając swoją nogą i Siekierzyński go pożegnał.