Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

nie poczniesz, we wszystkiem rady się mojej trzymać będziesz i zdasz się słowem na dyskrecję moją.
— Zgoda i na to.
— A więc czasu nie tracąc, bo czas drogi, ot naprzód rada, którą spełnić potrzeba. Waćpan nie jesteś bezpieczny od Wichułów, wiem pewnie, że mu gotują i gotować będą tysiące napaści i usiłować gwałtem jakimś go ustraszyć lub się pozbyć. Samemu jednemu przeciwko ich bandzie nie podołać. Trzeba zaraz wynaleźć sobie przyjaciół kilku i nieodstępnych Aniołów-Stróżów, którzyby gotowi byli dniem i nocą szabel dobyć w obronie pańskiej...
— Gdzież ich znajdę.
— To już moja rzecz, ja ich tu w Czersku zwerbuję czterech lub pięciu i przyszlę do kwatery pańskiej, a bez nich kroku się pan nie ruszysz, ani tu ani na wsi...
Tadeusz podziękował za tę troskliwość panu Adamowi, choć pomyślał, że ci przyjaciele i wiele kosztować i dużo kłopotać go będą; ale cóż było robić? Adwokat zabrał papiery, trochę grosza i spiesznie siadł na bryczynę, szukać swych przyjaciół, z którymi radził panu Tadeuszowi odjechać do Czerczyc i spokojnie czekać, jak mówił, felicem eventum jego zabiegów.
W kilka godzin po odjeździe Pancerzyńskiego posłyszał zaraz wrzawę przed domem i domyślił się, że przyjaciele zbierać się poczynają. Wychyliwszy głowę przez okno, postrzegł w istocie dwóch barczystych szaraczkowych, z których jeden wiódł konia za tręzlę, drugi szedł z chłopakiem i parą