Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

po szabli i stanął niechętny za panem Tadeuszem, szepcąc mu: — jeno powoli, to nadjadą!
Ale już nie czas było powoli poczynać, bo przybyli z krzykiem:
— A tuś rozboju! a tuś Siekierko! a tuś trutniu! — otoczyli Siekierzyńskiego i szabel dobyli. Tadeusz z zimną krwią przyparł się plecami do bryczki, dostał szerpentyny i stał jak mur.
— Mości panowie — rzekł, — jeśliście szlachta nie rabusie, a macie do mnie żal jaki, gotowem im służyć wszystkim pokolei, ale jak przystało pojedyńczo, nie ocinać się jak wilkom.
— Jeszcze ty tu łajać nam będziesz!
I podnieśli wszyscy szable, jakby go rozsiekać mieli. Wichuła krzyczał: — wypłazować go! wypłazować!
Bajdurkiewicz, zważywszy ból zębów i przemagającą siłę, schował się pod bryczkę i myślał już przemknąć się niepostrzeżony do lasu. Wrzawa, krzyk okrutny powstał, żeby Tadeusza ustraszyć, ale ten, choć blady, stał twardo.
— A chcesz ujść śmierci! — zawołał Ksawery — to podpisz zrzeczenie się Siekierzynka i idź z życiem, niech cię djabli wezmą.
Siekierzyński tylko się roześmiał.
— Co? nie! nie! to cię tu w sztuki rozniesiem na szablach!!
— Co będzie to będzie! — rzekł Tadeusz.
Ledwie rzekł te słowa, ażci już sypnęli się wszyscy ku niemu i świst szabel tylko usłyszał nad głową jedna z nich raniła go silnie w prawe ramię, opadła ręka, zasłoniły się oczy, upadł... stracił przy-