Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

zie, nie miałbyś za złe, że się z tem siud tud wypaplam! Mnie to jak kamień cięży na sumieniu, bom taki był twoim opiekunem i dozwoliłem na to!
— Na cóż, panie stolniku?
— At! wypieraj się zdrów! to darmo, i twoje eklipsy lubelskie i początek tych pieniędzy, rozumiem wszystko dobrze, gorzkiemi łzami na to płaczę!... Trzeba mi było tego gryzącego na starość robaka nosić w sobie. To być nie może, żeby się to nie wydało. Omnimum rerum incertissima dochowanie niebezpiecznej tajemnicy. Nieraz mi się w nocy zdaje, że waćpana przodkowie przychodzą do mnie i pytają mnie o rachunek, jak Bóg pytał Kaina o krew Abla, zrywam się jak opętany ze snu i krzyczę! Wiem ci ja, wiem, że to teraz szlachectwo sobie lekceważyć poczynają, ale ja i sercem i wiekiem jestem laudor temporis acti.
— Ale na Boga! panie stolniku, cóż pan sobie myślisz? myślisz-że pan, że ja nie cenię, nie szanuję, ni czczę pamięci przodków i mojego szlacheckiego klejnotu?
— A przecież—ci go waszeć pieprzem posypał! — odezwał się stolnik.
— Kto mi tego dowiedzie?
— Ej! ej! nie wywołuj wilka z lasu!
— Byłaby to kalumnja! żaden Siekierzyński nie splamił się niczem, a ja z nich ostatni.
— Tere-fere kuku! strzela baba z łuku! nie mnie to gadaj przynajmniej. O! gdyby to była prawda, jabym waści w nogi pocałował.