Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

cej się dziwuję, że z takim respektem parenteli i stemmatu wlazłeś dla pieniędzy w takie błoto... Rozmówmyż się jeszcze, czy nie masz już kogo upatrzonego?
— Dotąd nikogo.
— W sąsiedztwie ja też nie widzę nic dla waści, potrzeba będzie dalej podobno ruszyć, albo i do familji matczynej w krakowskie. Ale! ale, wszakże to zapomnieliśmy o pannie kasztelance!
— O jakiej?
— Ba! to jej widzę nie znasz, kasztelanka! znają wszyscy! sierota magni nominis, mieszka u stryja, pana wojewody, o mil dwie stąd, cóż można żądać nad to piękniejszego. Prawda, że nie ma nic, lub tak jak nic, gdyż ojciec absolute majątek stracił.
— Młoda?
— Nie sądzę, bo lat temu dziesiątek była już na wydaniu, tylko że się nikt nie zgłaszał! Zatem najmniej Jezusowych latek, ale to mniejsza.
— Piękna?
— O ile sobie przypomnieć mogę, szpetną nie była, kto wie co dziś? Są osoby, które wiek upięknia! wszakże tu nie chodzi o wdzięki, ale o ród i koligację... Mała, czarniawa i nieco ułomna, ale aspectus książęcy, chód krółowej, prezentacja pańska, ledwie mi głową kiwnęła, kiedym był u wojewody.
Tadeusz się zamyślił głęboko. — Tu niema co rozmyślać — dodał stolnik, — zaprzęgać i jechać do pana wojewody.