Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

o pieprzu wiedzieli, ale poniewierać i lekceważyć Siekierzyńskich! nie wiedzieć, co oni znaczą! to głupota i barbarzyństwo! Nie dziwię się, że kraj upada, gdy pamięć najzasłużeńszych ginie w narodzie.
Gwałtownie rozgniewany na wojewodę, udał się do Czerczyc dotknięty do żywego i trzy dni na podagrę ciężko odchorował.
Pan Tadeusz równie z nim przemyśliwał o ożenieniu, ale nie brał się do niego; byli życzliwi i nowi przyjaciele, co mu swatali różne panny, ale ich prosapja nie przypadała do smaku ani stolnikowi ani Siekierzyńskiemu; chcieli oba wielkiego, bardzo wielkiego imienia. — I nie spieszył się nasz bohater do ołtarza, a ile razy wspomniano mu ożenienie, kobiety, wzdychał dziwnie i zdawał się z jakąś myślą, z jakiemś wspomnieniem pasować. Sam sobie zostawiony, ponury był i zasępiony; nic mu nie smakowało, a w przyszłość patrzał jak skazany na żywot ciężki, w którym niema ani nadziei, ani uśmiechu pogody. W początku pobytu na wsi, w czasie procesu, zajęcie, walka, ciągłe jej zmiany, zajęły go tak żywo, że się zdawał oswajać z położeniem swojem; teraz w miarę jak spokojniejszym był i na wsi gospodarzem tylko został, nigdy uśmiech weselszy ust mu nie rozwiązał, nigdy czoło się nie rozchmurzyło. Zdawał się żałować przeszłości? czego? nie wiem! tak często żałujemy kłopotów i trosk przebytych nawet! czując, że z niemi uroniliśmy nieodzyskaną cząstkę życia! Stolnik napróżno starał się go rozruszać, rozbawić i pokrzepić, wreszcie spluwał mrucząc: