Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

— To te nieszczęśliwe zgubiło go kupiectwo i sumienie go gryzie! sumienie! plama niestarta! byłem pewien, że to uczuć musi prędzej później! Gdyby się ożenił.
Ale gdy mówiono o ożenieniu, coraz chmurniej Tadeusz spuszczał czoło i uparcie milczał.
— Cóż tandem będzie? — rzekł raz stolnik — myśl asindziej, myśl, nie bierzesz się, nie szukasz, a latka płyną... Jeśli dziś niełatwo co znajdziesz, cóż dopiero potem?
— Panie stolniku! — rzekł, zbierając się na odwagę Siekierzyński — wszak szlachcic, który się żeni bodaj z... mieszczanką (wymówił to z nieśmiałością), nie traci przez to szlachectwa sam, ani jego dzieci, owszem, nadaje żonie.
Stolnik porwał się na spuchłe nogi, wlepił w niego oczy wielkie zaiskrzone, padł na krzesło i, stukając ręką:
— Co mi to waćpan prawisz znowu? Ha! ha! widzę co się święci! Coś lubelskiego za pasem!
— Ja się pytam.
— A po kiego djaska byś się pytał, gdyby co nie było w tem?
— No, a gdyby i było?
— Jeszcze tylko tego ci braknie! — burzliwie krzyknął pan Kornikowski, chwytając się za głowę i z rozpaczą dodał. — Idź i czyń co ci się podoba, ale wyprzyj się mnie, mojej znajomości i opieki i imienia ojcowskiego i originis suae. Tak! tak! prochy ojców poruszysz w grobie, popioły dziadów zadrżą na ciebie! Ostatni! ostatni z imienia, coby