Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

pojechał do Czerczyc nazajutrz. Pan Kornikowski spotkał go z miną zadowoloną z siebie i tajemniczą, posadził i, odprawiwszy Jakóba, który rad był się przyzostawać, słuchać rozmowy i do niej się mięszać, tak począł:
— No! ja stary, w domu siedzę, a jeszcze ze mnie lepszy widzę od waszmości szperacz! oj! bodaj to naszego wieku ludzie, do wszystkiego! wy młodzi rzekłbym fruges consumare nati, gdybym nie wiedział, że po swojemu pracujecie. Ale co to za porównanie do nas, gdyśmy lata wasze mieli!
Tadeusz się uśmiechnął bez ochoty do śmiechu.
— Słuchaj-że, waćpan, co teraz to certe i certissime mamy pannę i co się zowie.
— Panie stolniku, nie łapmy ryb przed niewodem, czy nie pamiętasz kasztelanki i Tarłówien?
— Wypadki! eventa extra ordinaria! ale co teraz...
— Jak mnie, to się to jeszcze raz przytrafić może.
— Nie! nie, do trzech razy sztuka! słuchaj, waćpan: a naprzód quo ad prosapiam, będziesz miał ni mniej ni więcej, tylko Opalińską!
Rzekłszy to, stolnik zastanowił się i zdawał słuchać dźwięku, jaki usta jego wydały, z rozkoszą.
— Słyszysz waćpan — powtórzył — Opalińską! Ubożsi to są Opalińscy, nie przeczę, lecz stemma gentilitium też same, ród ten sam, ilustracje wielkie. Państwo Opalińscy stąd o mil sześć zamieszkali, mają wioskę zadłużoną, to prawda, ale córkę jedynaczkę... Cóż waść na to?
— Kwestja czy wydadzą?