Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wolałbyś fertyczną! no! a ja wolę powolną; kto się bardzo rusza, często za daleko się posunie, bezpieczniej w miejscu zostać. No... ale jak-że się podobali?
— Dosyć.
— Tylko dosyć?
— Czyż dosyć nie dosyć? — spytał Tadeusz.
— Wolałbym bardzo, ale i na tem przestaję! — rzekł stolnik.
Po tej rozmowie krótkiej, usposobieni do snu, obaj podróżni mrużyć oczy zaczęli, i do Czerczyc drzemiący przybyli. Nie rychło wybrali się w drugą podróż, i Tadeusz nie śpieszył wcale, ale stolnik go przypilnował, i mimo dręczącej go pedogry, sam się z nim wybrał, aby być pewniejszym odwiedzin, które zresztą odbyły się jak pierwsze. Deputat siedział na krześle, perorując de rebus publicis, deputatowa mało mówiła cedzonym sposobem, córka nic wcale. Spytana przez pana Tadeusza o coś raz i drugi, odwołała się do matki, a matka po dojrzałym namyśle odpowiedziała za nią bardzo wytrawnie.
Stolnik, pomimo uwielbienia jakie miał dla państwa Opalińskich, drugiego dnia począł ziewać i choć zręcznie się kułakiem zakrywał, Siekierzyński postrzegł ten symptom nudów, których i sam doznawał. Cały dzień upływał jednakowo, na jednostajnej gawędzie, w jednych nawet salki owej miejscach, gdyż tu i deputat, i pani, i córka mieli swoje krzesełka uprzywilejowane i z nich się nie ruszali. Przy trzeciej bytności, stolnik swat oświad-