Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wytrzymał, tak go nowina w język paliła i przerwał czytanie kompromisarskiego dekretu, odprowadzając na bok pana Sebastjana.
— No — jestem tu formalnym swatem i przychodzę do ciebie.
— Niech-że cię uściskam i napijmy się, napijmy się! panie Pancerzyński, zdrowie stolnika!
— Ale posłuchaj-że Sebastjanie! posłuchaj, coś powiem! Oto przychodzę prosić o rękę twej córki dla JMPana Siekierzyńskiego.
— A ja, jeśli ona sama się zgodzi na to, benedico i zapijemy tę sprawę! w ręce twoje i w gardło moje... zaśmiał się Marżycki radośnie.
— Mamy więc przyrzeczenie?
— I błogosławieństwo! i błogosławieństwo!... — dodał Marżycki — a pijmyż kwartowym! gdzież jest mój kochany zięć przyszły? serce moje za nim tęskni, niech go zobaczę, uścisnę i choć raz upoję w tak uroczystej imprezie!
Posłano po Tadeusza, zawołano panny Klary, a ojciec spytał jej o postanowienie bez ogródki.
— No! Klarciu kochana — oto pan stolnik nurski, mój przyjaciel serdeczny, czyni nam honor, prosząc o rękę twoją dla godnego Tadeusza Siekierzyńskiego, nie chcę cię tyranizować, mów bez ceregielów, czy na to przystajesz lub nie, oddaję to rozsądkowi twemu i inklinacji do rozstrzygnienia.
Panna Klara nie zmieszała się wcale i odpowiedziała ojcu zimno, wyraźnie, jasno, że przyjmuje pana Tadeusza. — Stolnik, uradowany, pocałował ją w rękę i, biorąc kielich, krzyknął w zapale: