jaki grosz zebrać na drogę do Lublina, gdzie dawniej kupiony dla pilnowania procesu z Lędzkimi, mieli jeszcze drewniany dworek na Winiarach, w którym osiąść z dzieckiem myślała. Szlachta okoliczna choć uboga, sprzyjając Siekierzyńskim, pokupowała wszystko aż do łomu krzeseł i kanap, pustych skrzynek i ladajakich sepetów, tak że się z tego kilkaset złotych insperate zebrało. Ludzie wiejscy płakali, przychodzili do dworu póki mogli, kto z kurą, kto z jajami lub prosięciem i tak ich do ostatniego dnia żywili. A gdy w połamaną taradajkę siadła skarbnikowiczowa ze starą Dorotą i synkiem, żegnając stary dom, w którym lat kilkanaście przeżyła, który widział jej szczęście i niedolę, gdy za łzami dojrzeć nic nie mogąc, tuliła dziecko do siebie, płacz całej gromady Siekierzynka rozległ się po dziedzińcu i wieśniacy przeprowadzili ją aż do krzyża za wioskę. Tam jeszcze natkali jej co kto mógł do taradajki i długo stali, patrząc drogą na odjeżdżających, dopóki Wichuła młodszy bizunem ich rozpędzić nie kazał.
Jako jedyną pamiątkę przy gratach swoich, wiozła do Lublina skarbnikowiczowa owe drzewo genealogiczne i wszystkie portrety dziadów, jakie tylko zebrać mogła gdziekolwiek; podarte, popalone, bojąc się, by Wichułowie nie urągali im jeszcze.
Potrzeba było widzieć z jak złośliwym triumfem Wichulina ze swojemi dziećmi i bratem mężowskim, po odjeździe wdowy, wpadła do pustego dworu; z jaką radością szatańską przechadzali się wszyscy po izbach smutnych i ciemnych, w których
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.