Tadeuszek miał wszystkie rodowe rysy swych dziadów, a pan Kornikowski szczególniej znajdował w nim podobieństwo do kasztelana nakielskiego Zbigniewa-Subisława Siekierzyńskiego, którego portret dobrze zachowany przejechał z Siekierzynka do Lublina. Mały, zręczny, delikatny, biały i różowy, oko miał niebieskie pełne, pięknie powieką spuścistą pokryte, uśmiech wdzięczny a pański, postawę zręczną, głos dźwięczny, ale cokolwiek się zająkiwał, mówiąc, w czem matka, jako matka, nie upatrując wady (którażby je w dziecięciu zobaczyć mogła?), widziała tylko przyjemną szczególność. Niezbyt żywy i roztrzepany, wcześnie myśleć poczynał Tadeuszek, a z pytań jego widać było, że duma głęboko i że swe położenie rozumie. Hojny do rozrzutności, gotów był żebrakowi oddać sukienkę ostatnią, litował się do łez nad nędzarzem, ale różnicę stanów tak już dobrze pojmował, że od dzieci mieszczańskich, które go do zabawy zaczepiały, uciekał jak od ognia. W domu on był raczej panem niż matka, wszystko mu posługiwało, słuchali skinienia wszyscy, a wola Tadeuszka była rozkazem.
Tak lata płynęły, a prócz tego co u księży jezuitów nauczyć się mógł sprytny dzieciak, jeszcze z litości a może z jakiej rachuby, ojciec Ksawery, nauczyciel poetyki, przychodził często na stację powtarzać mu lekcje i zabawiać się z nim. Matka pierwsza postrzegła, że ojcowie zdawali się namawiać jej syna do zakonu i póty się nie uspokoiła, aż Tadeuszek oświadczył, że do stanu duchownego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.