Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

najmniejszego nie czuje powołania i nakłonić się nie da do nowicjatu! Do czegoż Tadeuszek miał powołanie? spytacie, nie wiem prawdziwie, bo i nie do wojskowości, nie mając potemu ani siły, ani charakteru; i nie do palestry, bo się zawsze zająkiwał, a tam potrzeba łekkiego języka i wyparzonej gęby. — Tadeuszkowi chciało się być panem, w ostatku z biedy zamożnym szlachcicem, dziedzicem wioski, obywatelem, urzędnikiem. Ale do tego jak było daleko! Na życie ledwie wystarczał przemysł Doroty i poczciwego Macieja, a i tak często obchodzić się musiano oszczędnie z okrasą i zmyślać wigilje dla niedostatku mięsa. Wielkie rachuby Macieja na tabace zupełnie się nie powiodły, tarł ją zawsze wprawdzie, ale największą jej prowizją stolnik nurski zakupował, a w mieście kilku tylko kupców nosy do niej przyzwyczaili znajdując, że byla za tęga wszelako. Lepiej trochę udawało się Dorocie, ale ona tak ciągle stawała się potrzebniejszą coraz słabszej pani Siekierzyńskiej, że jej odstąpić trudno było; handel zaś cały na niej polegał, bo się wyręczyć kim nie miała. Zastępował ją czasami Maciej, tyle wszakże gadał i łajał, a tak wszystkim tabacznikom i nietabacznikom zalecał swoją tabakę, tak ich przytem na gawędzie długo trzymał, że tem odstręczał. Kiedy mu to Dorota wymawiała, niesłychanie się gniewał i odchodząc, za każdym razem zaklinał się, że go więcej nie zwabi w pomoc, a nazajutrz dawał się przebłagać.
Między starymi sługami panowała wieczna wojna słów; Dorota śmiała się; Maciej gderał, ona mu