Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeba z ofiarą zdrowia i wygód, by Tadeuszek tylko miał zawsze co zechce, szybko nadbiegła starość, choroba, niedołęstwo. W nogach i w ręku poczęło łamać wdowę biedną, puchły i brzękły kolana, po nocach napadały ją boleści straszliwe, we dnie osłabienie niezmierne, oddech stał się ciężki; a poskarżyć się nie śmiała, bo obawiała się zachmurzyć Tadeuszka i stać się wydatków przyczyną. Dorota poszła po babach szukać leków; zaparzania, okłady, ziółka, wanny, nawet zamawiania choroby, rozwinęły ją tylko silniejszą i straszniejszą codzień. Z anielską cierpliwością znosiła wszystko wdowa, a ze swą księgą na kolanach, z różańcem w ręku modliła się do Boga — o syna tylko. Śmierć o tyle jej była straszną, o ile samego jednego na świecie zostawiała sierotę, samego wśród tego strasznego zgiełku świata, w którym się potrącają wszyscy, a gdy słabszy na ziemię upadnie, tratują nogami, nie słuchając krzyku. Tadeuszowi młodość, imię, dworek i trzy tysiące złotych zostawiała w spuściźnie całej, a jedynymi przyjaciółmi: Macieja, Dorotę i stolnika Kornikowskiego, który się także pochylał, łysiał, siwiał, pokaszliwał, i często z uśmiechem przepowiadał, że mu czas się wybrać ad patres. Słudzy wielce się niepokoili o swoją panią i nie odstępowali jej krokiem, szukali ratunku, codzień nową babę, nowego znachora przyprowadzali... ale nic nie pomagało.
W takich okolicznościach doszedł Tadeuszek lat dwudziestu, ale się na mężczyznę nie rozwinął; było to piękne dziecię jeszcze, które zdawało się