Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

myślcie, by i ona, spojrzawszy na was, pocieszyła się, że sobie radę dajecie. Co myślisz, Tadeuszu?
— Ja! ja nic jeszcze nie myślę... żal mnie przejmuje.
— Żal żalem, a potrzeba coś postanowić.
— Stolniku, proszę cię, zabaw tu, pomówimy później.
Stolnik, choć mu pilno było do gospodarstwa, dla miłości Siekierzyńskich pozostał jednak w Lublinie, ale dopiero w tydzień mógł się z Tadeuszem rozmówić.
Młody chłopiec przez ten czas płakał i dumał głęboko, na zapytania stolnika nic nie odpowiedział stanowczo, prosił go tylko, żeby mu odebrał 3.000 złotych kapitaliku i do Lublina je przesłał.
— A cóż z tem myślisz? — spytał pan Piotr.
— Jeszcze sam nie wiem, — cicho rzekł mu Tadeusz — nie jestem pewien, ale trzeba coś radzić sobie.
— Boćto, kochany Tadeuszu, ostatni twój fundusz.
— Wiem o tem, panie stolniku, ale potrzeba radzić sobie.
— Cóż naprzykład myślisz z nim?
— Sam nie wiem, czas okaże, ale chcę go mieć w ręku.
— Jak wola twoja! nie chcesz mi powiedzieć, nie napieram się, choć stary przyjaciel ojca i opiekun wasz, miałbym do tego prawo, ale... jak chcesz.
Trochę urażony pan Kornikowski dokończył lampeczki wina, wziął kij i z Maciejem poszedł do Dominikanów; gdyż do drzewa Krzyża św. szczególne miał nabożeństwo.