Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Ani tego dnia, ani nazajutrz młody chłopiec nie dał z siebie wydobyć tajemnicy, jeśli tam jaka była; myślał, chodził, a przed stolnikiem wymawiał się, że jeszcze nic stanowczego nie postanowił.
Po śmierci skarbnikowiczowej zmieniło się bardzo życie we dworku, wprawdzie Maciej z Dorotą pozostali na czele gospodarstwa, ale oboje nie mieli do kogo słowa przemówić, bo Tadeusz całe dni sam na sam, jak ojciec chodził po izbie i milczał na pytania, a do rozmowy nie zachęcił. Musieli tedy starzy sami z sobą pocichu stękać i boleć, przypomnieniami się karmić i pocieszać tem, że i im niedaleko już było do końca. Po wyjeździe stolnika pan Tadeusz coraz rzadziej siedział w domu, wychodził zrana, wszedł na chwilę, by co przekąsić i znowu go do późnej nocy nie było. Ale gdzie był i co robił w mieście, nikt nie wiedział.
Maciej był niezmiernie niespokojny i ciekawy, ale żeby i chciał śledzić, to już swemi nogami nie podążyłby za paniczem. Dorota zgadywać nie myślała, ona wierzyła, że co zrobi, to będzie dobrze.
W istocie Tadeusz błąkał się tylko po ludnem naówczas i gwarliwem mieście trybunalskiem i chodził obcy wszystkim wśród tłumu, jak w lesie. Widok ludu, ścisku, wrzawy i życia tego czynnego mimowolnie go rozrywał. Zachodził modlić się do kościołów, posłuchać mecenasów na trybunale, spojrzeć na deputatów kolasy, na pańskie dwory, na palestry igraszki... to znowu ginął w ulicach żydowskich, błąkał się wśród sklepów i czasem wybiegał aż za miasto.