Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatni z Siekierzyńskich.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

Maciej śmiał się do rozpuku, ale trzeciego dnia, zaparłszy dobrze dworek, sam poszedł z Dorotą; znowu Tadeusz wszedł do tejże kamienicy, z której jednego wyjścia pilnowała służąca, drugiego stangret. Stali tak niezmiernie długo i nie zobaczyli go wychodzącego, Dorota utrzymywała, że go Maciej prześlepił, on, że się ona zagapiła, pokłócili się mocno i powrócili do domu. Staremu przyszło na myśl zasadzić się już wieczorem, ażali on po mroku z tegoż miejsca wychodzić nie będzie; potem śledzić, co on może robić w tej kamienicy. Jakoż zwycięsko przyszedł oznajmić Dorocie, że panicz cały dzień w tej kamienicy siedział i o mroku dopiero, owinięty w opończę, wysunął się temi drzwiami, któremi wchodził.
Pozostawało tedy dojść, co go tam ciągnęło i czem się cały dzień zajmował, a tu Maciej naprzód ofiarował się na zwiady ze swoją tabaką. Nazajutrz więc około godziny dziesiątej wybrał się, opatrzywszy w pęcherze pełne maciejówki i począł logicznie od dołu kamienicy, która miała dwa oprócz tego piętra. Na dole był tylko sklep korzenny jakiegoś kupca Falkowicza, zdawało się nowo założony, bo i tablicę miał świeżą i dawniej go jakoś nie widział Maciej, choć często tędy przechodził; z drugiej strony mieszkał szewc, którego głos donośny rozlegał się daleko, nazywano go Tubą, a to nazwanie dali mu studenci, bo nie było chwili, żeby jego krzykliwe i namiętne wołanie nie rozlegało się aż w podwórzu. Nie zaglądając do sklepu, Maciej zaszedł do Tuby, sprzedał