Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 1.pdf/137

Ta strona została uwierzytelniona.

ców, owych Jezuickich żaków, źle czyni i na swoją się tylko szkodę i wstyd kusi. Boć mnie nie zmoże, by mu jeszcze drugie tyle Jezuitów pomagało i dwóch niemych Królików — kiedy kraj cały za Radziwiłłem!
— Dowiedziałem się, rzekł Xiąże Janusz, iż Chodkiewiczowie sprowadzili już w sztuce wojennéj biegłych z za granicy, dla fortyfikowania kamienicy swojéj. Wczoraj dopiéro przybyli.
Wojewoda głośno się rozśmiał.
— I oni myślą, że się ze mną mierzyć mogą! zawołał — ze mną i z Radziwiłłami! Chodkiewiczowie ze mną! Ja i moi, czapkami ich zarzucim, pochwami od pałaszy pobijem. Co za zuchwalstwo! — Nie — to oni tylko robią, na postrach, dla pokazania jak dalecy są od zgody — Oni to tak Kopyś i zgodę targują u nas. Nauczyli ich tego Jezuitowie chytrzy, aleśmy i my w ciemię nie bici! Słyszał kto co podobnego!
I Wojewoda zżymał się z gniewu.
— Nie miałeś WM. żadnéj wieści od Xiężnéj Zofji? spytał po chwili spokojniéj.