Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 1.pdf/68

Ta strona została uwierzytelniona.

— Toż nas już ztąd nie wypędzisz? dodał znowu Francuz.
P. Burczak nic nie odpowiedział.
— Żebyśmy jeszcze mieli choć dzban albo flachę wina, lub miodu Kowieńskiego, starego wreście, to by się jakoś ta noc przebyła, rzekł Francuz, ale taka już późna noc, a jeszcze taka długa!
— Niech Jegomość Pana Burczaka poprosi, rzekł zcicha Brożek przysuwając się do ucha, żeby nam bramę otworzył. Wiém ja tu, bom swojak, gdzie niedaleko wino przedają, to pójdę ze dzbanem.
— Ależ dawno już być muszą pozamykane gospody i szynki.
— Nic to, otworzą mi oni, pewnie jeszcze nie śpią, rzekł Brożek, bo choć z Ratusza wydzwonią gaszenie ogniów, toć przecie wszędy się ognie palą.
— Jeszcze kto WMości obedrze na ulicy, pełno o téj porze hultajów się włóczy.
— O! nie bójcie się WMość, a tylko poproście P. Burczaka i zaproście go na wino.