Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 1.pdf/74

Ta strona została uwierzytelniona.

zobaczę, jeśli tylko do Malchera pójdę co przez ulicę mieszka! Dobre i to.
Znalazł się w dziedzińcu, a przeszedłszy go w szérz do bramy w zagłębieniu muru od ulicy Wielkiéj umieszczonéj, namacał po ciemku furtkę, odrzucił zaporę poprzeczną i sprobował klucza do zamka, który mu zaraz przyszedł, po czém wycisnąwszy się na ulicę, drzwi za sobą zatrzasnął, a sprobowawszy ich jeszcze, obejrzał się dopiéro na okna P. Malchera, tuż naprzeciw będące.
— Cóż za licho! wszakci ciemno u niego rzekł nie widząc światła, czy by się odzwyczaił pijaków długo w noc utrzymywać? Ale nie! To oni dla przyzwoitości od tyłu siedziéć muszą — Tak mówiąc skoczył do wrót kamienicy; przyłożył ucha i stuknął nogą raz, drugi i trzeci.
— Hej! hej! jest tam kto otwórzcie!
Ale nikt nie odpowiedział.
— Muszą odprawiać adwentowe rekollekcje, pomyślał sobie, ale przecież się ich dobudzę. I jął znowu stukać i znowu napróżno.