Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 1.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

wcale na takich, za jakich wziął ich po nocy, hultajów. To też Pan Brożek, nie w ciemię go bito, grzecznie się im i ludzko skłonił, mówiąc.
— Ale to tu garkuchnia widzę — to może ja sobie wińska nie dostanę.
— Wina nie dostanę! podchwycił gospodarz rękę z kluczami podnosząc, Wina nie dostanę! Otóż tobie masz! Alboż to Waszeć nie znasz garkuchni nowéj P. Stypejki, mieszczanina i kupca miasta Wileńskiego? Dostaniesz Waszmość choćby i najprzedniéjszego Kanaru! a wiele tam WMości dać?
— Ot, ten dzban. I to mówiąc P. Brożek wysunął z po za siebie dzbanisko dwugarncowe, na które głową kiwnął gospodarz.
— Chodźcie WMość za mną, rzekł, a macie czém zapłacić?
Brożek otworzył dłoń lewą i pokazał talar bity.
— Proszę za mną, dodał gospodarz — porwał lichtarz z przed pijaków i szasnął się jak opętany w głąb izby, ku drzwiom do komory wiodącym.