Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Biskup był to siwy, blizko osiémdziesiątletni starzec, rzeźwy jeszcze i rumiany, od którego bielejących włosów, zdrowy rumieniec dziwnie odbijał. Wiek nie przycisnął go był widocznie, ledwie trochę pochylił i pomarszczył lice. Oczy siwe świeciły jeszcze z pod nawisłych brew ogniem wyszafowanéj młodości, usta rumiane uśmiéchały się łagodnie; w wyrazie twarzy całéj znać było dobroduszność, i swobodę duszy. Prowadzili go pod ręce dwóch Xięży Kanoników Żmudzkich, jeden Wikarjusz niósł za nim mszalik i brewiarz. Rektor powitał go w krużganku kościelnym i w milczeniu przeprowadził do domku.
Tu dopiéro, gdy Xiąże usiadł w swojém krześle, a Xięża oddalili się, poufalsza zawiązała się rozmowa.
— Wasza Pastérska Mość, rzekł Rektor — przybywacie tu w cale chrześcijańskiéj missji, w posłannictwie zgody, z rószczką oliwną — O! jak się ona nam zmęczonym wojną i niepokojem przydała, jak jéj gorąco pragniemy! —