Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

mność postradał, i zwijając czapkę kłaniał się, nie mogąc słowa znaleść w gębie i w głowie, od którego by począł. Nareście, gdy już to milczenie zbyt długo się przeciągnęło począł prawić temiż słowy, jakiemi do Kasztellana przemawiał, wprzód cicho i niewyraźnie a drżąco, kondolencje swoje.
Wojewoda się w piérwszéj połowie mowy porwał.
— Cóż to, zawołał, WWMość myślicie dawać mi nauki i przestrogi? Mnie? A co to do was należy, co ja czynię, albo Senatorowie i Rycerstwo między sobą? Siedzcie w kramach swoich, ważcie na Ratuszu, wybiérajcie powrótne, podymne i sierebrszczyznę, ale wara z nosem, tam gdzie was nie proszą! Słyszycie Waszmość!
Wójt zamilkł i pobladł jak ściana.
— Jednakże J. Oświecone Xiąże a Panie rzekł jąkając się — securitas miasta J. K. Mości, powierzonego.
— Pilnujcież jéj od hultajów i złodziei Wójcie, a nie turbujcie się o nasze sprawy, krzyknął Wojewoda. Słyszał kto takie zuchwal-