Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 2.pdf/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Mieszczka zaś, po swojemu wdzięcząc się i uśmiéchając do Panów Dworzan Senatorskich, powoli badać ich zaczęła. Co inszego to, gdy pyta kobiéta, co innego gdy mężczyzna; zwłaszcza gdy kobiéta jeszcze młoda i hoża; jakoż rozwiązały się usta poniewoli dworzanom, gdy ich tylko zaczepiła łakotnica, poprawując sobie czarnego czółka, i rzucając na nich po kolei, niebieskiemi oczyma.
— Wieleż to tych Panów Posłów? spytała. A gdzież to oni jadą?
— Tutaj jadą do Wilna, tu, odpowiedział najbliższy chowając pierniki do kieszeni kaftana, prosto i umyślnie do was, do Pana Wojewody i P. Kasztellana, żeby ich rozbroić i wojny między niémi, nie dopuścić.
— A! chwałaż Bogu, odpowiedziała mieszczka, to już wojny nie będzie?
— Pewnie, że nie będzie! rzekł drugi.
— I miasto zostanie spokojne! Chwałaż tobie Boże! dodał strażnik.
— A jacyż to Panowie? wypytując zagadła znowu łakotnica.