Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/132

Ta strona została uwierzytelniona.

I modliła się ze łzami.
Wtém uchyliły się drzwi komnaty i wszedł mężczyzna posiwiały już, zgarbiony, z laską w ręku, w cudzoziemskim czarnym stroju. Był to lekarz nadworny X. J. Mości.
Spójrzawszy na niego, mogłeś wyczytać w twarzy, i charakter jego i historją. Na pokrzywioném licu, które krajały wszérz i wzdłuż marszczki i doły, rozsypane były czérwone plamy, sine guzy, białe blizny. Z między powiek obwisłych, niedostrzeżone prawie wyglądały mu oczy jasne i prawie białe; usta skrzywione w jedną stronę, drgały mu dziwacznie. Nizkie czoło włos siwo-brudny pokrywał aż do brwi prawie, daléj głowa była łysa zupełnie i tylko dokoła trochą téjże barwy włosów pokryta, które kawałami tu i ówdzie przerzucały się. Zgarbiony i na jedną nogę kulawy, podpiérał się laską z gałką pozłocistą. Cudzoziemiec przeżywszy w kraju lat kilkadziesiąt, znał język tutejszy, zwyczaje narodowe i ducha narodu. Usłużny, podły, każdemu się lizał, przed każdym się płaszczył od kogo czegoś się mógł spodziéwać.