Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/156

Ta strona została uwierzytelniona.

I na jego twarzy znać było poruszenie, nie umiał mówić, nie wiedział co powiedziéć; widok choréj zmięszał go widocznie. Zdawało się jak gdyby zgryzota sumienia, ozwała się po długiém milczeniu.
— Dzięki Wam, żeście chorą nawiedzili, słabo powiedziała Xiężna, właśniem żądała widziéć się z Wami. Ja mam się źle i czuję śmierć przed sobą — potrzeba było się pożegnać!
I wyciągnęła do niego rękę wyschłą, którą Janusz w milczeniu ucałował.
— Chciałam też póki czas, mówiła daléj, rozporządzić majętnością moją, którą Wam oddaję i przekazuję, zupełnie. Każcie się modlić za duszę Zofji!
Xiąże poczérwieniał i poruszył się na krześle; jemu przypomniały się może młodsze lata i uczucie młodsze, przyszło wspomnienie dziecinnych chwil z Zofją spędzonych, gdy ją miał na zawsze utracić.
— Dajcie mi ten zapis, któryście kazali sporządzić, ja go podpiszę póki mam siły — rzekła.