Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

miecz z ręki wytrąciły i bezbronnego nieprzyjaciołom oddały, na upokorzenie i szkodę niechybną.
Nie śmieli nic powiédzieć przytomni; Wojewoda ciągle powtarzał trzęsąc papierem — Nigdy! nigdy!
Widząc, że nic nie poczną Panowie Kommissarze, mieli się do wyjścia, wziąwszy tylko podane już na piśmie warunki Wojewody, z któremi poszli do PP. Chodkiewiczów.
Xiąże Gedrojć nie chciał na chwilę spocząć, pókiby spokojności nie zapewnił i nie dokazał swém pośrednictwem przynajmniéj zawieszenia broni. Śpieszył się tém bardziéj, im widoczniéjszém było, że nazajutrz Radziwiłłowie rozpocząć mieli, może niczém potém niewynagrodzoną wojnę i długi szereg klęsk na kraj sprowadzić mającą.
Powiększał obawę rzut oka na dwór Radziwiłłowski, cały pod bronią krzątający się, cały wojną tchnący — Kardynalja pełna była żołdactwa, rotmistrzów, półkowników; zawalone dziedzińce stosami zbroi i broni — W każdym kącie szeptano i naradzano się.