Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnia z xiążąt Słuckich Tom 3.pdf/66

Ta strona została uwierzytelniona.

głębokie — Wrota stały zaparte, zatarassowane furtki, zabite okna. Na murach rzadko kiedy ukazała się głowa w szyszaku lub misiurce i znikła natychmiast. Ani szczęku zbroi, ani tententu koni słychać nie było ze środka. Nikt nie wychodził na miasto, nikt z miasta nie wszedł wewnątrz.
Ale pomimo téj spokojności, téj ciszy, była gotowość wszędzie, stali żołniérze na murach, nabito broń, zapalono lonty dział. Sam Jan Karol w błyszczącéj hiszpańskiéj zbroi misternie wyzłacanéj, chodził wszędzie, oglądał stanowiska, zwiedzał blanki na prędce porobione, opatrywał działa. Z wysokiéj baszty przypiętéj w jednym rogu domostwa, widziéć mógł zebrane hufce Radziwiłłowskie zaléwające część miasta. Popatrzał na nie i w milczeniu zszedł nazad. A P. Barbier towarzyszący mu z Tomaszem Dąbrową, uśmiéchał się.
— Pewnie teraz wielki gwar w Kardynalij, rzekł, bo nie wiedzą zkąd począć. Twardy orzech do zgryzienia!
Starosta Żmudzki nic nie odpowiedział na to — zamyślony mało zważał na Francuza, idą-