Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

wy nie mieli, chyba, żeby piece wcześnie poopalali dla swędu.
Z Białej tu, zawczasu, na przypadek, i zwierzynę i co do kuchni było potrzeba zwieziono; nie zbywało na niczem.
Wieczorem zaraz Sławatyccy żydzi, z wielką pompą, przynieśli na kuchnię szczupaka ogromnego dwudziesto-funtowego. na drewnianym blacie karmazynową kitajką z galonem obszytym, i z cytryną w pysku, za co im książę kazał dać pięć dukatów, ale pono ich nie wzięli.
Nie było nam tu tak bardzo źle, bo i piwnica się znalazła zaopatrzona u Strzałkowskiego, który na ekonomii siedział — a dobrze mu się działo. Nie było juścić źle, ale wściekle nudno... A tu deszcz — dziur, dziur — od rana do nocy.
Wzdychaliśmy do Bialskiego zamku, już choćby dla ciasnoty, bo cały dwór w domu się nie mógł pomieścić; tuliliśmy się, jak się komu udało na przeciwku, po szopach, po chatach, po karczmach, po żydowskich izbach, a konie pod szałasami i w oborach, gdzie do kostek gnoju było.
Któregoś wieczora, znowu dyżur przyszedł na mnie.
Ledwiem siadł, książę się odzywa:
— Jest tam który?
Glinka. mości Książę.
— Która godzina?
Spojrzałem, było około dziewiątej, aleśmy wszyscy radzi byli, gdy się prędzej na spoczynek położył, wyciągnął się, zasnął a sił nabrał; myślałem że nie zgrzeszę, gdy trochę zegarek posunę. Powiedziałem mu że dziewiąta.
— Jakto teraz i ten czas leci — począł — dawniej, panie kochanku, nieraz na raku jechał czy na ślimaku, a dziś sobie skrzydła przyprawił. Hm! a co na dworze?
— Trochę się wyjaśnia.