Rozgadała się staruszka, ręce składając a ledwie ją świętą nie czyniąc. Przekonałem się z jej mowy, iż w klasztorze o niczem nie wiedziano.
Febra ta paskudna dwa tygodnie mnie w szpitalu trzymała, alem już siostry Marji nie zobaczył, pilnowały mnie inne, aż na odchodnem, uparłem się jej podziękować i pożegnać.
Wyszła więc z infirmerji na korytarz do mnie.
— Jeśli się tam kto w istocie na świecie mną zajmuje — rzekła — jak waćpan twierdzisz, na Chrystusa pana proszę was i zaklinam, nie powiadajcie wcale o mnie. Niech ludzie zapomną, jakbym już w grobie była.
— Tego ja uczynić nie mogę — odpowiedziałem — gdyż wiadomość ta privatim księciu udzielona, nikomu nie może zaszkodzić, siostrze przykrości żadnej uczynić, a klasztorowi korzyść przyniesie.
I takeśmy się rozstali.
Gdym, jak z krzyża zdjęty, powrócił do Nieświeża, zastałem pana naszego w dobrym humorze; począł sobie ze mnie żartować, żem się jak baba febrze dał i na łacińską poszedł kuchnię, kiedy mi łacno było, przy pierwszym paroksyzmie pozbyć się tego licha końskiem lekarstwem. W Nieświeżu ją tak kurowali, krupnikiem z wódki z imbirem i pieprzem tureckim; bywało że czasem z chorobą i chorego nie stało, ale kto mocny, wytrzymał i wstał zdrów.
Wieczorem widząc go tak w dobrem usposobieniu, gdyśmy się sami zostali, a on mnie począł o Wilno pytać, czy się Kardynalia nie zwaliła, czy Bekieszówki kto do kieszeni schowawszy nie wyniósł, czy się nieboszczykom Radziwiłłom pochowanym u Bernardynów kłaniałem i t. p., odezwałem się:
— Wszystko to dobrze, Mości Książę, ale ja u W. Ks. Mości mam dług!
— Ty, u mnie, panie kochanku! a to coś osobli-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.