skóra, kości i w kątku dusza została. Poczem na ulicę go kolanem wyproszono. Chłopiec nie oglądając się do lasu powrócił, a tam wilki go zjadły, za karę, że w nich nie wierzył, panie kochanku.
A co, Glinka, bajka nie ładna?
— Śliczna, Mości Książę, ale Księciuby czas spać może było?
— Milczałbyś, at! nawet mi nie podziękowałeś za nią, a daćby ją księdzu biskupowi Warmińskiemu, coby on z niej zrobił! Teraz Glinka, na ciebie kolej. Naprawiłem się ja dosyć bajek w życiu, muszę raz posłuchać. Sprobuj, gadaj.
— Żadnej, Mości Książę, nie umiem.
— A cóż umiesz? prawdy? No to mów prawdę?
Przyparł mnie, żem nie wiedział co począć. Szło mu znowu widocznie o to, ażeby do łóżka nie iść i jakkolwiek noc przepędzić.
— Gdzieżbym ja śmiał, Księciu Wojewodzie, albo bajki pleść, albo prawdę mówić? — odezwałem się z półuśmiechem, — nie moja to rzecz. Z bajki śmiech, a z prawdy gniew.
— A jaki ty zrobiłeś się rozumny! Glinka, — oderwał się książę — nie wyhodujesz się, bo to nad wiek.
Rozśmiał się i westchnął razem.
Tej nocy choć nie byliśmy pewni czy to się na co przyda, ułożyliśmy mały spisek na Księcia. Ponieważ już raz koguty i ich pianie najwięcej się przyczyniły do ukołysania go do snu, bo się w nocy zasnąć lękał, a po kurach, spodziewając się dnia, prędzej zasypiał; Mińczak, chłopiec od kuchni, który tak umiał wszelkiego ptastwa głos naśladować, iż wabika nie potrzebował, kogucie zaś pianie arte oddawał i to nie jednego, ale jakby ich było dziesięciu, został do piania wyznaczony.
Kazano mu na dany znak, popisywać się około folwarku.
Zapiał jak stare kogucisko; Książę ucha nadstawił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.