— Ho! ho! — zawołał — to czas leci! Już pierwsze kury! chyba ich co pobałamuciło? To nie może być.
Mińczak zapiał cienko raz drugi i trzeci, raz znowu odmiennie, jakby nieuk młody próbował, to znów pierwszym głosem, i na przemiany coraz innemi. Jam się też przysłuchiwał dziwując, bo gdybym nie wiedział, że człowiek, przysiądz było można, iż kury piały. Tylko jakoś nadto śpiewały mądrze; Książe podniosłszy głowę, z ciekawością wielką chwytać się zdawał to rozmaite pianie kogucie.
— Jakieś uczone kury — rzekł nareszcie — koncert wydają. Czy Strzałkowska tu dla nich akademię założyła, czy co? a massa tego jest. Glinka!
— Co Książę rozkaże?
— Idź proszę cię i poślij na folwark, niech się dowiedzą, zkąd tam razem kogutów tyle? Sejmik jakiś złożyły, panie kochanku, kto wie co one radzą? może na zgubę rzeczypospolitej. Kat ich rozumie!
— Na folwarku już wszystko pozamykano, Mości Książę.
— Stracha się boisz, czy co? — zapytał Wojewoda. — Weź Abramowicza z sobą i uzbrojcie się we flinty; wybić tych trutniów, bo to tylko wrzeszczy po nocy, a ręczę, że z nich kurom pociechy nie ma, ani na pieczyste się nie zdadzą, a mnie myśleć przeszkadzają.
— Ale, Mości Książę — odpowiedziałem — Abramowicz szalona pałka, nuż uchowaj Boże, gdzie w strzechę palnie i kłak z ogniem zapuści? możemy pożar zrobić, i ludzi postraszemy.
Książę westchnął.
— Dosyć, że teraz — rzekł — ani posłuszeństwa, ani nabożeństwa; co Radziwił każe, to pan Glinka zmaże.
Zmilczałem, a kury piały, Książę głową kiwał i milczał.
— Uczone kury — szepnął po przestanku. — Hejnał pieją, trzeba spać, nie ma rady.
I ułożył się jak do drzemki. Ale sen nie trwał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.