długo; zaledwie zachrapał, przebudził się zaraz i wstrząsnął.
— Glinka?
— Jestem, Mości Książę.
— Idź mi zaraz, powiedz marszałkowi, koniuszemu, stanowniczym, aby na jutro koniecznie wszystko było do drogi gotowe. W tych Sławatyczach wyżyć niepodobna, trzeba co prędzej do Białej uciekać. Chwila się zbiża, godziny policzone, a w takich mizernych Sławatyczach umierać sensu nie ma, i z pogrzebem nie poradziliby sobie. W Białej wszystko być musi w pogotowiu, świec u Reformatów dostanie, a Bazyljanie też coś dostarczą.
— A! Mości Książę, czyż się godzi myśleć o tem? — zawołałem.
— Nie rezonuj, idź, idź, panie kochanku, ja ci powiadam. Jutro dodnia żebyśmy ruszyli. Już mi te koguty Strzałkowskiej kością w gardle stoją. W drogę, panie kochanku, słyszysz?
— Mości Książę — rzekłem — przededniem rozdysponuję, teraz wszyscy śpią.
— Jakby to dla mnie ich pobudzić nie można, kiedy ja nie śpię! — odparł Książę. — Gdybyś ty był tak Księciu Miecznikowi odpowiedział, dopierobyś był od niego oberwał, ale na pochyłe drzewo i kozy skaczą.
Głos jego zmieniał się zwolna, aż nagle dobywszy go z piersi, co miał siły, krzyknął:
— Do koni! w drogę! służba! panie kochanku; Kto żyw ratujcie Radziwiłła od koguciego spisku! Hola!
Na ten głos, co żyło w izbach sąsiednich pobudziło się i porozrywało z łóżek, biegnąc jak kto stał, boso, w kożuchach, w kołdrach, w derach, w płaszczach i berlaczach.
— Co się stało? co Księciu jest? Co Książę każe? poczęli wołać wszyscy.
— Zwijać obóz! konie gotować, na jutro w drogę dodnia. Do Białej nam czas. Sic volo, sic jubeo,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.