Milczał Napiórko nie sprzeciwiając się, nie mówiąc nic, mrucząc coś niedźwiedziowato. Książę zamilkł i głowę spuścił.
— Ze mną, bodaj, panie kochanku, mój Napiórko, ostatni duch Radziwiłłowski zejdzie do grobu; ci co zostają, pożal się Boże, nawet dobre ludziska, ale ślimacza w nich krew płynie. Zobaczysz mój Napiórko, jak mnie nie stanie, zamek twój pójdzie w ruinę, skarbiec wyczyszczą, lochy wysuszą... cała ta nasza wielkość rozsypie się w proch.
Zmilczał i zmienionym głosem zapytał:
— A cóż? nigdzie tam u ciebie szkody nie ma?
— Nie, dzięki Bogu — rzekł stary — na świętych Piotra i Pawła, prawda, burza się ku wieczorowi zerwała i pioruny w staw biły okrutne. Szczęściem okna wszystkie pozamykałem i piorun choć palnął koło wielkiej sali, tyle tylko, że trochę tynku osypał.
— A taki palnął? panie kochanku — rzekł Radziwiłł — to także znak...
— Najlepszy znak, Mości Książę — odpowiedział Napiórko — boć nic nie zrobił oprócz strachu. Ja zawsze obchodzę przed burzą z Loretańskim dzwonkiem.
Książę zmilczał, po chwilce głowę odwrócił ku staremu.
— Co tam, panie kochanku, dzieje się z tą starą trumną Księcia Wojewody? Stoi ona tam?
Namyślał się nieco Napiórko, ale w końcu rzekł:
— A stoi, Mości Książę.
— Gdzie, panie kochanku?
— Na strychu.
— Nasypana? Może tam w nią myszy paskudzą?
— U mnie myszy nie ma ani jednej na zamku — odparł Napiórko — okrom tych głupich, burych, co przychodzą z pola. Ale tu żadna do wieczora nie wymieszka.
— Sucha ta trumna? — spytał Książę — jaka ona? dębowa?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.