— Już idę, już idę. Widzę czekają na mnie w progu, Wojewodowie, Hetmani, Kanclerze, Biskupi... wołają ku sobie, idę, ojcowie kochani. Dajcie mi tylko jeszcze raz spojrzeć na moje zamki, grody i puszcze, na wsi i kraje. Trzy łokcie ziemi dosyć dla Radziwiłła.
... Aby tylko ta trumna Wojewodzińska ciasną nie była: ja lubię leżeć przestronno, panie kochanku, zwłaszcza, że tej pościeli nie na jedną noc ale do sądnego dnia, panie kochanku!
... Różaniec Sierotki dać mi do ręki, nie pożałujcie go. Jam też sierotą był i sierotą schodzę ze świata, jak palec sam! Bóg z wami, panie kochanku, nie płaczcie.
Zasnął, aż nad ranem zerwał się i zawołał:
— Trąb pogrzebowego w Radziwiłłowskie trąby! Niedźwiedź padł, ale skóra po nim pozostała.
I zawołał na mnie z nawyknienia:
— Glinka? jest tam który? która godzina?
Pospieszyłem do łóżka, a panny też posłyszawszy głos nadbiegły. Obudził się przytomny i poprosił pić. Dała mu panna Starsza, ale usta ledwie umoczywszy w kubku, głowę na poduszki opuścił. Poprosił o różaniec Sierotki i począł się modlić niby po cichu. A modląc się drzemał i budził, modlitwę rozpoczynając na nowo.
Widocznie już było, że ostatnia nadchodzi godzina. Cały dwór na nogach, w ciszy wielkiej czekał co Bóg zrządzi. Nad ranem znowu wody zażądał od Wojżbunówny, ale takim głosem, że go ledwie można było dosłyszeć. Biorąc kubek pocałował ją w rękę i wnet począł szeptać:
— W ręce twoje Panie...
A potem:
— Jezus, Marja, Józef!
Twarz okryła się bladością, pot wystąpił na czoło, usta zdawały się uśmiechać.
Książę nie żył.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.