— Jak? które? — począł — żywo — jedno tylko w życiu takie było. Obława z delfinami na morskie cielęta... Wypłynęliśmy szczęśliwie na Adryatyk około Gdańska i jużeśmy mieli rozpocząć, gdy syreny się ukazały... Podstolanka, dwie cześnikówne i ta śliczna Felisia... i Baśka, którą później Sapieha ukradł i uwędził na półgęsek.
— Nic nie pamiętam Mości Książę...
— Jakto nie pamiętasz? Toś już ostatek pamięci stracił, panie kochanku... Wszak ci to wówczas hajdukom kazawszy przytrzymać królowę morza, gwałtem się z nią zaręczyłem... Wzięła to na seryo... dla tegom, panie kochanku, z żadną żoną później wyżyć nie mógł, i schodzę bezpotomny... Bezpotomny! — westchnął i dodał poważnie:
— Jak tobie się zdaje Wiśniosiu? co będzie z tego malca?
— Z którego Mości Książę?
— A z Dominiczka? Złe mu imię dali — westchnął Książę — nie było pono żadnego Radziwiłła Dominika, bo wszyscy byli cała gębą Domini. Już to zły omen, bo na nim ród zmaleje jak imię.
I mówił jakby do siebie:
— Głowy się im pozawracają: roztrwonią Radziwiłłowszczyznę, rozlezie się to, rozproszy, zczeźnie. Będą w końcu chodzili po jałmużnie z herbem na tobołach... Dobrze, że tamci w trumnach, te Krzysztofy, Stanisławy, Mikołaje, Albrechty, Jerzowie. Moje oczy po za grób widzą choć ślepe... Czarno tam będzie, czarno... W Nieświeżu puszczyki i sowy koncerta dla wróbli odprawiają. Hulavimus, Wiśniosiu, zapusty się skończyły, popielec i post, śledź w pruskim mundurze jedzie.
W tem słysząc rozchowor, nadszedł i siostrzeniec Wojewody, półkownik Morawski.
— Cóż to wujaszek nie śpi, wszak to północ? jakże zdrowym można być?
Jak winowajca pochwycony na uczynku, zmilczał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.