wielkim na swój stan rozumem, bo mi część garderoby zabrawszy, parę pistoletów i przeszło sto talarów, drapnął do Prus, a tam go do wojska postrzyżono, i królowi pruskiemu karabin nosić musiał.
Nie tyle mi chłopca wartogłowa żal było, co tych pistoletów i jednego pasa, com go miał od Księcia na pamiątkę.
Chłopak się wcześnie z kuchtami porozumiał, aby było co jeść. Nigdyśmy my u Księcia stołu wykwintnego nie mieli, bo i sam Wojewoda w zamorskich się przysmakach nie kochał, ale zdrowo, smaczno i dostatnio nas karmiono, równie w świątki jak piątki, w drodze i w domu. Było czem życie utrzymać, ale gęby pieścić nie myślano. Dla gości też Książę nie występował, chyba od wielkiego dzwonu, gdy zamorski ptak się zjawił. Zrazy, bigos, pieczeń huzarska, sztukamięsa kawał z kwiatkiem, kołduny z majerankiem, zwierzyna z rożna, ryba po polsku na różny sposób przyprawna, to były zwykłe książęcego stołu potrawy. Piwa dawano ile kto chciał, wino w powszednie dni kieliszkami i pod miarą. I tego dnia mieliśmy barszcz zabielany, pieczeń sarnią, zrazy, bigos i kaszkę sypką z cukrem, a było bardzo dosyć. Węgrzyna dano lekkiego: nie gardząc nim, postarałem się o lepszy, którego kilka butelek pod stołkiem moim stało i pod ręką.
Wiśniowski zrazu milczał, gadaliśmy o rzeczach obojętnych, czekałem, ażeby się stary rozgrzał, rozruszał, rozdobruchał. Jakoż przy końcu drugiej butelczyny, widząc go w dobrem usposobieniu, począłem:
Jużci mnie macie za wiernego sługę Radziwiłłowskiego, że pana miłościwego i domu nie zdradzę, żebyście też moją ciekawość zaspokoić chcieli, co to jest za Felisia, o której Książę wspominał, a ja o niej nie wiem nic?
— A po co to tobie wiedzieć? — zapytał Wiśniowski — po co? a ciekawość pierwszy gradus do piekła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.