Za czasów, gdy Książę, młody jeszcze był Miecznikiem litewskim, dwór w Nieświeżu i życie nie było podobne do tego, jakie waszmość widzisz dzisiaj. Krew w Księciu kipiała, na całym świecie było mu ciasno, a że go otaczała młodzież, w której także bujne życie grało, działy się u nas czasem rzeczy, które dziś strach przypominać, siwe włosy kołem stają.
W okolicy Nieświeża drżało wszystko przed nami, a gdy Książę z przyjacioły i drużyną przeciągał jadąc na polowanie, albo do innych dóbr, przez wioskę szlachecką, uciekało przed nim co żyło, bo pod szalony humor, w pierwszym impecie dokazywał, nic poszanować nie chcąc.
Nie raz to przypłacił i grubo, nie raz się potem nagryzł sam, gdy go potem szał odszedł; ale pochlebcy mu bębenka podbijali, czasem wziął za punkt honoru, żeby co najryzykowniejszego dokazać — i — i stawił choćby życie na kartę.
Bywały u nas takie zapusty, żeśmy dnia od nocy rozeznać nie mieli czasu, ani się policzyć z dniami, nie jeden z nas życiem przypłacił.
Tu się Wiśniowski przeżegnał, westchnął, i pobożnie pięścią w piersi uderzywszy, kieliszek duszkiem wychylił.Ł
Tegoby i na wołowej skórze nie spisał, jakieśmy mieli uciechy i ile się tam przed spowiedzią wielkanocną nagrzeszyło. Książę, gdy raz sobie cugle puścił, już go nic powstrzymać nie mogło, a gdy kto próbował hamować — i sam oberwał i popchnął go jeszcze, bo dla punktu honoru, gotów był na wszystko. Jednego razu, jak dziś pamiętam, wracaliśmy z polowania, wszyscy podchmieleni, powiem prawdę pijani śpiewając: Zając sobie siedzi pod miedzą...
Wierzcie nie wierzcie, tak było jak powiem.