żbunówna! bo gdy się ku niej zbliżył, dziewczynie lice krwią całe zapłynęło, i z oczu poznać było można, iż w sobie gniew hamować musiała.
Nie przedstawiano księcia, bo go tam wszyscy znali, ani panny, bo jej piękność już ją zalecała wszystkim.
Zbliżył się więc książę Miecznik wąsa pokręcając i odezwał:
— Nigdy w życiu nie tańcuję i nie mam ochoty do innego, chyba do tatarskiego tańca; ale gdybym miał szczęście z panną Wojszczanką pójść, gotówbym nietylko w tany, ale choć do piekła...
Spojrzała nań wielkiemi temi, czarnemi oczyma zagniewanemi, pomilczała chwilę i odezwała się tak śmiało, jakby do lada szlachcica mówiła:
— Nie pospolity to honor dla mnie. że W. Ks. Mość raczyłeś na ubogą szlachciankę zwrócić oczy... ale ja też tańcuję mało i to tylko z tymi, których znam blizko... a choćby z największym panem i choćby do nieba nie poszłabym dla fantazji...
Książę, który się takiej hardej nie spodziewał odpowiedzi, zamilczał chwilę. Nierychło dopiero, zaczął ciszej:
— Rzadko się to Radziwiłłom trafia, żeby ich z kwitem odprawiano; dla osobliwości przyjmuję ten despekt, jaki mi panna Wojszczanka wyrządziła, ale w sercu pamięć o nim zachowam.
— Nie jest to despekt żaden — zimno odezwała się Wojżbunówna, która całą zachowała przytomność — jeśli Książę masz fantazję dziś poskoczyć, toć jest w czem wybierać sobie do pary.
— Właśnie, Mościa panno, jam z tych co im, panie kochanku, najlepiej smakują zakazane owoce — odezwał się Radziwiłł — no, i z tych, co się nie lękają sięgnąć po nie, choćby je ciężko zdobywać przyszło.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.