— Mości Książę — przerwała Wojżbunówna — wielki to honor dla mnie bawić W. Ks. Mość, ale ja się nie czuję na siłach ani w humorze...
— A cóż humor popsuło? — spytał Miecznik — chyba za kim tęsknota?
— Mogłoby to być — odezwała się szybko Wojszczanka — ale nie wiem czy w zapusty obowiązana jestem do spowiedzi.
Zagryzł Miecznik usta.
— Dosyć — rzekł — że w tym gościnnym domu Sędztwa, jedna panna Wojszczanka nie łaskawa na mnie...
— Ani łaskawa, ani niełaskawa — odezwała się Wojżbunówna. — Książę mnie po raz pierwszy widzisz, ja W. Ks. Mość znam tylko przez ludzi, zkądżeby łaska lub niełaska urodzić się miała?
— A jakże mnie Asińdźka przez ludzi znasz, panie kochanku? — spytał Książę — źle czy dobrze?
Wojżbunówna śmiało mu spojrzała w oczy...
— Nie zwykłam ludziom zbytnio dowierzać — rzekła.
Księcia coraz bardziej mięszały te śmiałe odpowiedzi, głową kręcił i wąsa targał.
— Znać to z mowy, że mnie przed Asińdźką obgadano — mówił dalej — nie byłabyś dla mnie tak — (tu się książę zaciął, i wyrazu stosownego nie znalazłszy, dołożył) — tak... okrutną
Wojżbunówna posłyszawszy to, rozśmiała się chłodno, a Miecznik zmięszany coraz bardziej, nasrożył się.
— Księciu ani o moją grzeczność, ani o prostactwo nie wiele chodzić może — odpowiedziała — nie zabawi chwili, a wszystko się to zapomni.
— Nie tak to łatwo! panie kochanku! o! nie tak łatwo — zawołał Miecznik — jeszczeby się dobre słowo mogło rychlej wygluzować z pamięci, ale ostre.. nigdy...
— Ostregom też nie powiedziała — zawołała Wojszczanka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.