sztukował. Śmiechyśmy z niego mieli, ile razy nam humoru brakło.
Nie wiedzieć zkąd Księciu przyszło, takim, mosanie — z pozwoleniem — błaznem, się posłużyć; pewnie dla tego chyba, że innyby takiej służby się nie podjął. Dosyć że, jakem się później od samego Tramonty dowiedział, do gabinetu go wziął i odezwał się do niego, swoim sposobem: — Słuchaj ty skurczypałko, panie kochanku, masz rozum i sprytu dość — spróbujże czy mi tego dokazać możesz, aby w zapusty do jakiego szlacheckiego domu ściągnąć Wojskiego Wojżbuna z córką. Nigdzie nie bywają, a ja pannę widzieć chcę; do nich zaś jeszcze mi nie czas jechać... Rozumiesz?
Włoch żądał instrukcji, dokąd i jak? ale Książę się ofuknął: — Gdybym wiedział dokąd i jak, tobym, panie kochanku, skurczypałko ty jakiś, ciebie nie potrzebował. Na to twój rozum, albo jeśli ci go brak, to go choć od djabła pożycz sobie. A jeszcze ci to powiem tylko, że kto chce przyjęcie urządzić takie, aby na niem Wojżbunówna było, co go ono kosztować będzie, zapłacę i z nawiązką.
Włoch odmówić nie śmiał, ale poszedł z nosem na kwintę, tak mu się rzecz wydała trudną. Radził się we dworze przyjaciół, nikt mu nie umiał nic dobrego nastręczyć, aż drugiego dnia kazał sobie konie dać i pojechał.
Nie było go dzień, nie było dwa i trzy. Wieczorem, trzeciego, gdy na pokojach koncert był, bo Książę naówczas i sam grywał, jak hetman Ogiński, ale fałszował, że uszy więdły, patrzymy, Włoch u drzwi stoi, ręce na piersiach złożone i niby z pobożnością wielką i zachwyceniem przysłuchuje się grze książęcej.
Filut zawsze, skarbiąc sobie łaski książęce, wpadał w admirację, kiedy Miecznik grać poczynał. I tym razem oczy wywracał, aż mu białka świeciły, wzdychał, i łzy, których nie było, ocierał. Postrzegliśmy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.