— Jacek Haraburda, Stolnikowicz Smoleński, w przejeździe z respektem.
— Bardzom wdzięczen — ponuro odparł Wojski, spoglądając na Księcia, z takim wyrazem w twarzy dziwnym, iż na żart to wcale nie zakrawało. — Haraburdów po świecie dużo znam; którychże to waszmość jesteś, tych co robią burdy, czy tych, co szukają guza?
— Ja? panie kochanku — odparł Książę — guzów nie szukam, ale chętnie je rozdaję, jeśli mi się zręczność nawinie.
Wojski sucho, szydersko śmiać się począł.
— Mój Stolnikiewiczu — rzekł — kto guzy rozdaje ten i oberwać może. Znać, żeście byli w dobrej szkole u Księcia Miecznika litewskiego, boście nawet jego przejęli przysłowie. Wielki to pan, ale mu jeszcze ze dwu guwernerów daćby trzeba, ażeby go chodzić po świecie nauczyli.
Spojrzeli sobie w oczy. Miecznik wąsa zakąsił, Wojski rękę na strzelbie położył.
— A Waszmość, panie kochanku — rzekł Radziwiłł — z Księciem Miecznikiem nie masz znajomości? to szkoda; onby go polityki i dworszczyzny nauczył trochę.
— Za stary jestem, abym się uczył — odparł Wojżbun — z Miecznikiem ani się wiele znam, ani bliżej poznawać pragnę. Wysokie progi na moje nogi... i... młodego piwa, póki się nie ustoi, nie pijam.
Książę aż drgnął na to młode piwo.
— Jam ci to, jak się Waść, panie kochanku, sam domyśliłeś, przyjaciel pana Miecznika — rzekł gniewnie — cóż będzie, gdy mu doniosę, panie kochanku, że go tak niewystałem piwem robicie?
— To będzie, czego sobie właśnie życzę — odparł Wojżbun ponuro — Książę Miecznik mnie tak będzie obchodzić jak ja jego.
— Niekoniecznie podchwycił gorączkowując się Książę — niekoniecznie, panie kochanku. Ja go lepiej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.