bytkiem i świętym dla obcych być powinien, co prawo szanują. Ani krokiem dalej!
Na krzyk ten i hałas, który wewnątrz domu posłyszeć łatwo było, wybiegła Wojżbunówna, jak stała, ubrana po domowemu, z kosami rozpuszczonemi, lecz piękniejsza jeszcze niż gdyśmy ją strojną widzieli. W ręku niosła w pomoc ojcu szablę, o której był zazapomniał, oczy miała ogniste i śmiało niemi zmierzyła Księcia.
Wojski szablę pochwycił drugą ręką. W tem widząc, że się tu na coś niedobrego zanosi, bo i Miecznik za rękojeść trzymał, towarzysze przypadli i zaczęli Księcia prosić a hamować, żeby się do oręża nie porywał.
— Kiedyście tchórze, piecuchy, gnójki! to idźcie do stu tysięcy precz — odparł rozogniony — a ja tu się sam bez was z tym szlachetką rozprawię...
Wojski blady, słowa nie mówiąc, z szablą w jednej ręce, z drugą na strzelbie opartą stał i czekać się zdawał zaczepki. Za nim córka, niezlękniona wcale, oczyma pełnemi gniewu mierzyła nas, z pogardą. Książę wzrok ku niej skierowawszy, rozśmiał się i ręką posłał całusa.
— Nie potrzebuję już do niegościnnego waszego chlewka dobijać się — krzyknął głośno — postawiłem na swojem, bom waszą dziewkę zobaczył, Mości Wojski. Na ten raz mi dosyć, a poczekawszy zobaczemy, panie kochanku. Jak zechcę, toć Rabka nie forteca, zdobyć potrafię i Rabkę i córkę... Słyszysz, Wojski, pawie kochanku, zapisz to sobie dla pamięci. Córkę Waszeci będę miał, choćby mnie to licho wie co kosztowało, klnę się. Musi moją być, dziś, jutro nie wiem. Co Radziwiłł powie, tego dotrzyma.
Struchlałemu starcowi słów zabrakło w pierwszej chwili, pobladł jak trup i pochylił się. Wojżbunówna podtrzymując go, podniosła ściśniętą pięść przeciw nam. Wszyscy staliśmy jak struchleli, gdy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.